Newsy
01.08.2016

Mamy bardzo wszechstronny zespół

Martin Baran, nowy obrońca TSP opowiada m.in. o przenosinach do Bielska-Białej i swojej karierze, w której nie raz rzucano mu kłody pod nogi. Twoja kariera ostatnimi czasy toczyła się z dala od rodzinnego domu – wybierałeś kluby z północy Polski. Czy odległość Bielska-Białej od Preszowa miała wpływ na twoją decyzję o przenosinach do TSP?
Nie ukrywam, że miała, nie duży, ale jednak. W końcu udało mi się trafić bliżej domu i jest to na pewno pozytywna rzecz, jednak nie to było kluczowe przy wyborze klubu. Na to złożyło się kilka innych kwestii. W Podbeskidziu od kilku dobrych lat słowaccy piłkarze stanowią o sile zespołu i nie inaczej jest teraz. Dzięki Robertowi i Jozefowi twoja aklimatyzacja przebiegła szybciej?

Jestem prawie pięć lat w Polsce i pierwszy raz mam styczność z rodakami. Jest to bardzo przyjemna zmiana i na pewno zarówno Robert jak i Jozef pomogli mi w szybszym zaaklimatyzowaniu się w Podbeskidziu i samym mieście. Ogromnie się cieszę, że po tak długim czasie w Polsce mam kogoś bliższego z kim mogę porozmawiać w swoim języku. To jest ogromny plus. Większych problemów z zaadaptowaniem się chyba i tak byś nie miał, bo przecież świetnie mówisz w naszym języku. 

Zdarza się tak, że niektórzy z innych części Słowacji mają większe problemy z językiem polskim, jednak tak jak już mówiłem – trochę tu już jestem i kontakt miałem niemal wyłącznie z Polakami. W ogóle na początku w Bytomiu mieszkałem z dwoma, także już to mi dużo pomogło z porozumieniem się. Dzięki temu język szybko przestał być problemem. 

Wróćmy do początków twojej kariery. Dość szybko posmakowałeś poważnej piłki - w 2009 roku przeniosłeś się do tureckiej Kasimpasy. Jakie wrażenie Turcja zrobiła na 21-latku z Preszowa?Można powiedzieć, że kariera rozpoczęła się trochę wcześniej, bo miałem za sobą już awans do słowackiej ekstraklasy i zaliczyłem w niej bodajże jeden sezon. Ale tak jak mówisz, tak na poważnie piłki posmakowałem w Turcji. Był to duży skok: piłkarsko, kulturowo i życiowo. Wspominam ten okres bardzo dobrze i jakby później nadarzyła się okazja, pomimo tego wszystkiego co teraz się dzieje w świecie, to bym wrócił. Kasa, kasą ale poznałem tam wielu fantastycznych ludzi, inną kulturę no i przede wszystkim w zespole mieliśmy piłkarzy z prawdziwego zdarzenia, więc też można było się sporo nauczyć. Od strony sportowej też możesz powiedzieć, że wszystko było dobrze? Mimo, że sezon rozpocząłeś tam w pierwszym składzie, dość szybko usiadłeś na ławce…

Nie było za kolorowo. Wprawdzie początki były dobre – trener który mnie ściągał bardzo mnie chciał i od razu na mnie postawił. Byliśmy beniaminkiem w ekstraklasie tureckiej i na początku w czterech meczach zdobyliśmy niestety tylko jeden punkt. Dodatkowo sytuacja tak się potoczyła, że po tych spotkaniach wyjechałem na Słowację, na zgrupowanie kadry narodowej do 21 lat. Gdy wróciłem po dwóch tygodniach w klubie był już inny trener, a w szatni zastałem ośmiu nowych chłopaków, Turków których przyprowadził. Wszyscy obcokrajowcy zostali odstawieni i na dobrą sprawę na tym zakończyła się cała moja przygoda z Turcją. Od tego momentu zaliczyłem tylko dwa występy w lidze i niemal całą rundę wiosenną oglądałem z trybun. 

Gdy przeprowadzałeś się do Turcji czułeś, że wszystko układa się niemal idealnie? Kadra, gra w silnej lidze. Wszystko toczyło się tak jakbyś chciał? 

Na początku na pewno tak. Czułem wielkie zaufanie trenera i dyrektora sportowego. W drużynie też się czułem dobrze. Jak wróciłem z kadry z zawodnika podstawowego stałem się zawodnikiem numer 23. To się czuje. Rzadko znajdowałem się w kadrze meczowej i to był taki pierwszy poważny kopniak w d…, że coś nie idzie po mojej myśli i coś jest nie tak. Po pierwszej rundzie, w grudniu miałem spotkanie wspólnie z moim managerem, z trenerem oraz dyrektorem sportowym. Jeszcze w tym czasie miałem bodajże trzy oferty z tureckiej ligi. Trener postanowił jednak, że mnie potrzebuje i mnie nie puści. Zważywszy na kontrakt nie miałem nic do gadania, więc zostałem i musiałem liczyć na jakąś szansę. Okazało się, że trener nie do końca był szczery i w porządku bo nie dostałem się ani razu do meczowej osiemnastki. Myślę, że to bardzo przyhamowało mój rozwój i karierę bo po tym pół roku nie było już ofert, jakie miałem w zimie.

Z perspektywy czasu żałujesz, że wtedy wyjechałeś na kadrę? 

Nie miałem wtedy wyboru, ale zawsze powtarzam – grać w narodowych barwach to ogromna duma i zaszczyt, dlatego kompletnie tego nie żałuję. Nie spodziewałem się tylko, że po moim wyjeździe wszystko się zakończy, że tego trenera wyrzucą. Cały czas klub deklarował, że trener ma poparcie zarządu i pewną pozycję. Po czwartej kolejce go wyrzucili i wraz z tym faktem cała moja przygoda się zakończyła…

Wtedy najważniejsze było to, żeby nie stracić kolejnego sezonu.

Po tym sezonie, w którym praktycznie nie grałem chciałem znaleźć klub w którym po prostu grałbym regularnie i jednocześnie utrzymywał kontakt z narodową kadrą. Wróciłem więc do swojego miasta na roczne wypożyczenie. Tam w ekstraklasie zagrałem niemal wszystko, jednak później znów pojawiły się kłopoty. Miałem cały czas ważny kontrakt w Turcji, więc w planie był powrót do Kasimpasy na przedsezonowe przygotowania. Niestety mój manager można powiedzieć zrobił mnie w konia. Dzień przed wyjazdem, gdy miałem już kupione bilety lotnicze zadzwonił i powiedział, że nie muszę lecieć, trener jest ten sam, nie widzi mnie w zespole, więc on będzie szukał mi klubu. Zostałem w domu i czekałem na jego kontakt, aż coś znajdzie. Po dwóch tygodniach bez rezultatów powiedziałem, że wracam do Turcji, mam tam ważny kontrakt, poważne pieniądze do podniesienia i będę się przygotowywał tam do sezonu. Na to manager odpowiedział, że otrzymał z Turcji informację, że złamałem warunki kontraktu nie przyjeżdżając na pierwszy dzień przygotowań. Na tym cała sprawa się zakończyła, bo nie miał nic na piśmie i przez to ja nie miałem żadnych argumentów. Sprawa trafiła wprawdzie do FIFA, lecz przegrałem. 

Cała przygoda z Turcją skończyła się więc mało sympatycznie… 

Zdecydowanie. Później jak starałem się znaleźć nowy klub, manager już się nie odzywał. Finalnie przez pół roku nie grałem, bo przez to, że podałem klub do sądu, robili mi przykrości – nie chcieli uwolnić mojego certyfikatu. Mocno się obrazili i postanowili, że będą mi robić problemy. Przez to byłem pół roku bez gry. Później trafiłem na testy do Malezji, tam również czekałem na certyfikat, okienko transferowe się zakończyło i wciąż nic… Dopiero po jakimś czasie, gdy mój tata uruchomił kontakty w naszym związku piłkarskim na Słowacji, dopiero wtedy mogłem zostać zarejestrowany i rozpocząłem grę w Polonii Bytom. 

No właśnie, trafiłeś wreszcie do Polski. Jak wspominasz pierwsze lata tutaj? 

Cieszyłem się, że udało mi się trafić do Polonii Bytom, mieliśmy fajny skład, fajnie graliśmy i udało się utrzymać w I Lidze. Niestety przez pierwszy rok nie płacono mi nic. Zagrałem fajna rundę, otrzymałem ofertę z Ekstraklasy. Byłem wtedy cały czas pod kontraktem, więc złożyłem wniosek do PZPN o rozwiązanie go z winy klubu. Polonia gdy poczuła, że może coś na mnie zarobić dzień przed rozprawą po roku niepłacenia wpłaciła mi wszystkie zaległości. Szedłem na rozprawę, myśląc że wszystko będzie po mojej myśli, jednak w jej trakcie okazało się, że ta wpłata jest sygnałem dla związku, że klub chce płacić, chce wyjść z długów. Zostałem więc dalej w Bytomiu, zespół się wówczas kompletnie rozpadł, opierał się na sporej liczbie młodych chłopaków, a kolejne pół roku znów nie dostałem złotówki. Otrzymałem wtedy ofertę z Polonii Warszawa. Wciąż miałem kontrakt więc poszedłem do prezesa, zrzekłem się pieniędzy, podaliśmy sobie ręce i odszedłem. Do Warszawy trafiłem na ostatnie pół roku gry klubu w Ekstraklasie – później się rozpadł - i tam również niestety nie otrzymałem pieniędzy. Od Turcji coś negatywnego zaczęło się za mną ciągnąć i jakiegoś pecha przyciągałem. To był przykry czas i nie ukrywam, że gdyby rodzice mi nie pomogli nie wiem jak dałbym sobie wtedy radę. Na szczęście i dzięki Bogu udało się z tego wyjść. 

Jakie pierwsze wrażenie zrobiła na tobie stolica Polski? 

Bardzo pozytywne. Zamieszkaliśmy wtedy z dziewczyną, spodobało nam się. Nie ma co jednak ukrywać – życie w Warszawie kosztuje. Mimo, że mieliśmy zgraną pakę zarówno w szatni jak i poza szatnią to jak za pracę nie widzisz złotówki już nie jest fajnie i różne myśli przychodzą do głowy. 

Z boku można było odnieść wrażenie, że ta fatalna sytuacja mocno was scaliła.  Jakkolwiek miałoby to zabrzmieć - dzięki temu atmosfera i wyniki były świetne, prawda?

Tak w Polonii Bytom jak i Polonii Warszawa stwierdziłem, że bieda łączy. Pół żartem pół serio można powiedzieć, że kasę pożyczaliśmy jeden od drugiego. Wspieraliśmy się i trzymaliśmy razem, atmosfera była świetna. To była ogromna zasługa trenera Stokowca, to dzięki niemu trzymaliśmy się do końca. To zależało od nas czy chcemy zostać czy rozjechać się do domów na ostatnie kolejki. Dograliśmy do końca, bo czuliśmy się odpowiedzialni za ten klub, kibiców i siebie nawzajem. Tą atmosferę, tych ludzi świetnie wspominam, wciąż mamy kontakt i jak się spotkamy jest miło. 

Swoje przeżyłeś, ale później trafiłeś już do lepiej zorganizowanego klubu. 

Tak. Przede wszystkim stabilnego pod każdym względem. W końcu karta się odwróciła. Trener Stokowiec wziął mnie do siebie i za to jestem mu ogromnie wdzięczny. Dużo mi w życiu pomógł. Tam wszystko zaczęło układać się już pozytywnie, zastałem tam stabilizację i pewność finansową. Mogłem skupić się tylko na sporcie. Dzięki temu spędziłem tam trzy lata, piękne trzy lata. 

Najlepsze w karierze?

Nie do końca. Można powiedzieć, że życiową formę miałem przed transferem do Turcji. 

W ostatniej rundzie występowałeś w Wigrach Suwałki, w których gra obecnie nasz były zawodnik Kamil Adamek. Jak układała się wam współpraca w klubie? Podpytywałeś go o Bielsko i Podbeskidzie?

Nie. Ten temat z Podbeskidziem wyszedł nagle i szybko podejmowałem decyzję. Radziłem się innych osób, ale jego akurat nie. Kamil to bardzo pozytywny, śmieszny, pocieszny chłopak. Bardzo go polubiłem, można było z nim i porozmawiać i się pośmiać. Potrafił świetnie rozluźnić atmosferę w szatni. Nie ma ani jednej negatywnej rzeczy którą mógłbym na jego temat powiedzieć. 

Pierwszy ligowy mecz w nowym sezonie przed własną publicznością TSP rozegra właśnie z Wigrami.  Wyjątkowe spotkanie dla Bielska, ale też trochę dla ciebie. Na pewno fajna sprawa, że uda mi się spotkać starych znajomych tak szybko. Spotkałem tam ludzi bardzo pozytywnie nastawionych tak do piłki jak i samego życia. Cieszę się, że ich zobaczę, porozmawiam. Czasem tak jest, że nie ma się co żegnać, bo zaraz będziemy się witać. 

Jak oceniasz szanse na to, że Podbeskidzie już w pierwszym sezonie awansuje do Ekstraklasy? 

Ekipa zrobiła się bardzo ciekawa i szanse są duże, nie ma co tego ukrywać. Wszyscy tu chcemy wrócić do Ekstraklasy jak najszybciej, a moim zdaniem tam po prostu jest miejsce Podbeskidzia. No cóż, wyszło jak wyszło, znów musimy coś udowodnić. Moim zdaniem, szanse są bardzo wysokie. Mamy bardzo ciekawy, wszechstronny zespół. Już teraz widać pracę trenera, już teraz widać co będziemy chcieli grać i to zaczyna się przekładać na boisko. Wiadomo, nie ma co za wcześnie mówić, czy jesteśmy faworytem czy nie. Dla nas najważniejsze powinny być wygrane w kolejnych meczach, a nie spoglądanie daleko w przyszłość. Jednak nie ma co ukrywać, chyba cała Polska będzie od nas oczekiwać tego awansu i musimy sobie z tym poradzić. 
powrót do listy