Newsy
12.01.2017

"Dziękuję za te wszystkie lata" - cz. III

Kolejna ostatnia już część rozmowy z Dariuszem Kołodziejem, pomocnikiem Górali, który niedawno zakończył piłkarską karierę. CZYTAJ OD POCZĄTKU:
CZĘŚĆ I,
CZĘŚĆ II
 Nie licząc tego zgrupowania w Olimpie, zapamiętałeś jakieś wyjątkowe? Zgrupowania? Ile ich było? Niewiarygodna ilość. Jeśli chodzi o pracę i przygotowanie nie zapomnę jednego ze zgrupowań trenera Tochela w Dzierżoniowie. Tam było bardzo ciężko.A wolny czas w trakcie zgrupowań?Szczerze? Tego czasu nigdy nie było dużo. Są trenerzy, którzy wychodzą z założenia, że powinien być jakiś wieczór integracyjny, ale to nie wszyscy trenerzy są tego zwolennikami. Raczej się tych obozów nie pamięta, bo każdy wygląda tak samo. No różnice są pomiędzy tymi za granicą, a w kraju.Napisałeś tu kawał historii. Z awansem do Ekstraklasy, dwoma półfinałami Pucharu Polski i tym nieprawdopodobnym utrzymaniem z sezonu 2012/13. Który z tych sukcesów jest dla ciebie najważniejszy? Dla klubu, którego jestem częścią największy sukces to awans do Ekstraklasy. Półfinały były dwa. Za pierwszym razem byliśmy tak blisko finału… Bliżej się nie dało. Za drugim razem Legia szybko nam ten finał wybiła z głowy.Z utrzymaniem z sezonu 12/13 też wiąże się wiele emocji i świetnych wspomnień. Mieliście odwiedzić Jasną Górę. Zdecydowanie. A propo Jasnej Góry, to w jednym z wywiadów powiedziałem, że nie mogliśmy jechać na Jasną Górę, będąc w „ciemnym stanie umysłu” (śmiech). Później to kilka razy było cytowane. Na tym meczu, na Widzewie były takie emocje… To było coś pięknego. Jeżeli chodzi o przeżycia, poziom adrenaliny to do tamtego spotkania mogę przyrównać baraże. Pamiętam te łzy w szatni, nie da się tego opisać. Żałuję tylko jednej rzeczy. W którymś wywiadzie w trakcie sezonu, trener Michniewicz powiedział, że tutaj nie trzeba trenera, tylko księdza. Mieliśmy więc zamiar po meczu na Widzewie załatwić sutannę i go ubrać (śmiech). Niestety nie było na to czasu, zresztą przed samym spotkaniem też nikt o tym nie myślał. Piękne chwile.Spotkałeś tu wiele rozmaitych osób począwszy od kibiców, przez prezesów, trenerów, a na samych piłkarzach skończywszy. Nie rzadko były to znajomości i przyjaźnie na lata, prawda? Kilkaset osób, piękne znajomości. Od każdego można było coś wynieść, jakieś nowe doświadczenie. Wielu ludzi spotkałem bardzo wartościowych, których można było naśladować i na boisku i poza nim. Jeżeli mówimy o zespołach, to na pewno wielką rodziną byliśmy za trenera Brosza. Zespół za trenera Ojrzyńskiego, gdzie był Pavol Stano, Darek Pietrasiak, Górek, Ajwen, Darek Łatka… Kupę ludzi. Atmosfera był fantastyczna. Myślę, że piłkarsko to była nasza najlepsza drużyna tutaj. Stać nas było wtedy na więcej.Osobna historia to Darek Łatka. Znamy się jeszcze z Hutnika. To był zawodnik, który wziął mnie tam pod swoje skrzydła i od tego czasu nasza relacja przyjacielska zaczęła się układać. Wtedy jak miałem iść do Białegostoku, on był właśnie w Jagiellonii. Pamiętam, jak mówił, że znów będziemy grać razem. To się nie udało, ale sytuacja tak się odmieniła, że później Darek został bez klubu. Miał kilka propozycji, ale w końcu nastał sierpień, a nic z tego nie wyszło. Poszedłem do trenera Kasperczyka i zapytałem jak by to widział, bo jest chłopak i chce u nas grać. On też znał go z Hutnika, jak usłyszał, że chodzi o Darka Łatkę, wiedział że to jest solidna firma. Tak Darek do nas trafił i był naszym bardzo mocnym punktem. Fajnie, że znów mogliśmy być razem, bo nasze więzi się jeszcze mocniej zacieśniły. Zawsze w czasie wolnego chcemy się widywać. Ostatnie święta również spędziliśmy wspólnie, to już jest członek naszej rodziny. Brat, nie tylko boiskowy. Piłka daje nie tylko to, co widać na zewnątrz. Wielu najbliższych poznałem dzięki niej.Piłkarze raczej nie chcą wypowiadać się na temat trenerów. Z tobą będzie inaczej? Kogo zapamiętasz najlepiej? Powiem tak. Zawsze będzie się najlepiej wspominało tych, u których się najwięcej grało. Z tej strony na pewno trener Brosz, któremu dużo zawdzięczam. Pokazał mi kierunek, jak można zmienić nastawienie, mentalność. Zespół czasem – w formie żartu - podchwytuje pewne zachowania u trenerów. Trener Brosz miał coś takiego, że często podchodził do Ciebie i pytał: No i jak? Po czym sam odpowiadał: Dobrze, nie? Nawet nie wypadało powiedzieć, że nie (śmiech). Samo to, że chodził i wmawiał że jest dobrze, sprawiało, że ty się też tak nastawiałeś. Był bardzo optymistyczny. Trener zawsze na przedmeczową rozgrzewkę ubierał dres i wychodził z nami. Podchodził i pytał: „Co, czujesz się w gazie, nie? Widać, widać.” (śmiech). I nawet jak nie czułem, to na mnie to mega działało.
Bardzo dobrze będę wspominał też trenera Ojrzyńskiego. To był taki charakter, który jest piłkarzom potrzebny. Ja jestem typem zawodnika, który lubi mieć nad sobą bat, bo to mnie dodatkowo motywuje, a u niego dyscyplina to była podstawa. Dariusz Dźwigała to dla mnie, jeśli chodzi o trenera również świetna osoba. Do tej pory nie jestem w stanie powiedzieć co nie zadziałało, co było nie tak. Atmosfera - rewelacja, kontakt z trenerem – super. Być może, jedyne co trenerowi zabrakło, to właśnie złapanie nas za twarz. Ciężko powiedzieć.Chyba nie obrazisz się jak powiem, że poza grą w piłkę byłeś etatowym pracownikiem Działu Marketingu? (śmiech). Nie, nie (śmiech). To jest kwestia tego, tak jak mówiłem wcześniej, że lubię kontakt z ludźmi. Nie zawsze miałem ochotę na to, ale nigdy nie uciekałem od odpowiedzialności, gdy trzeba było coś powiedzieć, pojechać. Zresztą ciężko mi jest odmawiać. Muszę iść na kurs asertywności (śmiech). Tak jak mówiłeś wcześniej, jak trzeba było wziąć coś na klatę, powiedzieć po męsku, to od tego nie uciekałem i tyle. Pokazałeś wiele talentów i hobby jak choćby wędkarstwo czy stolarka. Stolarkę lubię, a do tego jest też bardzo pożyteczna. Potrafię wiele rzeczy zrobić sam i czerpać z tego przyjemność. To też zawsze inaczej smakuje jak przychodzisz do mnie do domu i mówię ci: „patrz jaka szafa, sam ją sobie zrobiłem”. Nie powiedziałbyś, że zrobił ją Kołek. Chłopaki też się cieszą, bo zrobiłem im stół do pokera i to taki z prawdziwego zdarzenia.No i zestaw wypoczynkowy w Dankowicach (śmiech). Właśnie (śmiech). Mam ogromną frajdę jak mogę zrobić coś dla innych, co sprawia im radość. Dlatego dla mnie to jest przyjemność, gdy wychodzę z dzieciakami na trening i one się cieszą. Wiadomo są czasem treningi, że muszę ustawić ich do pionu, bo żeby zespół funkcjonował musi być dyscyplina. Trzeba ich nauczyć też ciężkiej pracy, bo to jest jedyny kierunek, żeby osiągnąć sukces.Wracając do talentów. Dzięki jednemu z odcinków cyklu klubowej telewizji odkryłeś nawet talent aktorski (śmiech). To były super przygody. W życiu należy próbować. Rzesza osób potrafi zrobić rzeczy, których sobie nawet nie wyśniła, ale tego nie wiedzą bo bali się spróbować. To w ten sposób działa. Na obozach prowadziłem z chłopakami wywiady, ten teatr, kupę innych rzeczy. To dała mi piłka, klub, że mogłem się w wielu rzeczach spróbować, realizować.Łezka w oku pewnie się zakręci jak zobaczysz pierwszy mecz Podbeskidzia już w innej roli. Pewnie tak. Ale powiem szczerze, że nie nosiłem się długo z tą decyzją. Tak jak wcześniej mówiłem, jak piłkarz nie gra, to jest dla niego ogromne obciążenie psychiczne. Niestety z wielu powodów od dłuższego czasu więcej nie gram, niż gram. To był dla mnie największy problem, bo czułem na treningach czy sparingach, że nie jestem słabszy od tych którzy grali i mogę pomóc zespołowi. Teraz z profesjonalną grą kończę, aczkolwiek piłka jest taką miłością, że mimo końca zawodowej kariery w piłkę będę grał. Może założę z chłopakami zespół halowy, albo pogram jeszcze amatorsko? 
powrót do listy