Newsy
09.01.2017

"Dziękuję za te wszystkie lata" - cz. II

Druga część wywiadu z kończącym karierę Dariuszem Kołodziejem już czeka!   Dariusz Pietrasiak w rezerwach GKS-u Bełchatów, sutanna dla trenera Michniewicza, astma i trenerskie początki. Darek Kołodziej w szczerej rozmowie opowiada o swojej karierze. Zapraszamy na drugą część wywiadu z byłym już pomocnikiem Górali.  Zapraszamy również do części pierwszej wywiadu: Dziękuję za te wszystkie lata - cz I  Jak wspominasz początki swojej przygody z piłką? Zaczynałeś w Hutniku, klubie mającym najlepsze lata za sobą, który niestety powoli opuszczał centralny szczebel rozgrywek. Na przykładzie Hutnika na pewno mogę powiedzieć, że do osiągnięć z dziećmi trzeba z jednej strony niewiele. Młodzież w Hutniku co roku walczyła o Mistrzostwo Polski. Z każdego rocznika wychodził zawodnik, który grał na najwyższym poziomie. Nie będę sięgał daleko za siebie - przede mną był Michał Stolarz, Krzysztof Przytuła, Marcin Wasilewski, powiedzmy że później również ja, Piotr Madejski, Piotrek Tomasik, Michał Pazdan. Można wyliczać, to nie były jednorazowe wyskoki. Z niemal każdego rocznika był zawodnik, który grał na poziomie centralnym. Z klubu, który nie miał nie wiadomo jakiej akademii i szkolił młodzież na trzecim poziomie rozgrywkowym.Ten zjazd do III ligi poszedł dość szybko. Po sezonie, w którym Hutnik wywalczył trzecie miejsce w lidze grał w pucharach i... zaliczył spadek. Później mimo prób reanimacji były kolejne. Ja zadebiutowałem jeszcze w końcówce sezonu w II lidze, który też zakończył się w ten sposób. W III lidze grałem już dużo więcej. Tam już jednak była sama młodzież. W zespole było wtedy zaledwie dwóch zawodników, którzy nie byli wychowankami klubu. To spory ewenement. Nawiązując do tego – myślę, że się da. Mamy kilka klubów i cały region do tego, żeby tutaj w Bielsku stworzyć nawet kilka zespołów na dobrym poziomie.W sezonie 2007/08 byłeś najlepszym strzelcem Podbeskidzia z 14 trafieniami na koncie. To zaowocowało transferem do Zabrza, gdzie po raz pierwszy zaznałeś Ekstraklasy. Wtedy prezesem w Podbeskidziu był Jerzy Wolas, a trenerem Marcin Brosz. Z prezesem Wolasem mam do dziś rewelacyjny kontakt, myślę że to dlatego, że zawsze mówiłem mu jak jest, grałem z nim w otwarte karty. Jeszcze w grudniu przed tym transferem klub dogadał się w sprawie moich przenosin do Jagiellonii Białystok. Już byłem spakowany, jednak na ostatniej prostej coś nie wyszło. I dobrze. Dzięki temu cały czas byłem na miejscu. Pamiętam końcówkę sezonu. Prezes przyszedł do mnie i mówi: Darek, może byś został? Mimo minusowych punktów niewiele brakowało wówczas do awansu, więc apetyt na kolejny sezon był spory. Odpowiedziałem jednak, że moim marzeniem od dziecka była gra w Ekstraklasie i chcę tego spróbować. Jeśli Podbeskidzie awansuje – co było jeszcze wtedy realne – zapewniłem, że zostanę. Prezes to uszanował, lecz awansu wywalczyć się nie udało. Poszedłem do Górnika, gdzie było tak naprawdę wszystko. Miałem obok siebie takich zawodników, od których mogłem się uczyć… Miałem Tomka Hajto, Jurka Brzęczka, tych którzy wrócili z Euro – Michała Pazdana i Tomasza Zahorskiego. Na papierze to był zespół który miał walczyć o puchary, taki też był cel postawiony przez zarząd. Boisko to jednak zweryfikowało, a co gorsze Górnik spadł z ligi.Debiutowałeś w Wielkich Derbach Śląska, to chyba niezapomniane przeżycie? Ten debiut będę zawsze pamiętał. Prawie 20 tysięcy widzów na trybunach. Pamiętam, że miałem super wejście. Na środku boiska kiwnąłem przeciwnika, on mnie wyciął i dostał drugą żółtą, w konsekwencji czerwoną kartkę. Idealnie się to układało, ale po chwili od nas Marko Bajić też nie wytrzymał presji i wyleciał z boiska. To nie był zły mecz, ale skończyło się 0:0. Od tego spotkania było jednak coraz gorzej. Przyszły trzy porażki, nastąpiła zmiana szkoleniowca. U trenera Kasperczaka nie grałem zbyt wiele, a to dla zawodnika ogromnie obciążenie psychiczne, największy dramat. W końcówce rundy, po przegranym meczu z Cracovią do rezerw odsuniętych zostało 5 czy 6 zawodników. Trener przyszedł do mnie i powiedział, że w następnym – z Polonią Warszawa zagram w pierwszym składzie. To był ostatni mecz w rundzie. W pierwszej połowie Tomek Hajto dostał czerwoną kartkę, ale przed zejściem do szatni bramki nie padły. Naprawdę grałem dobre spotkanie na pozycji defensywnego pomocnika. W końcu jednak nasz obrońca Smirnovs strzelił takiego samobója, jakiego w życiu nie widziałem. Była wrzutka z boku, chyba gdzieś w okolice 11 metra, on chciał głową wybić piłkę, ale zrobił to tak nieszczęśliwie, że wsadził ją w samo okno. Nieprawdopodobne, ale tak się czasami zdarza. Przegraliśmy to spotkanie 2:0, ale po wszystkim trener podszedł do mnie i powiedział, że zagrałem dobrze, że tego oczekiwał. Później przyszły dwa kolejne mecze z GKS-em Bełchatów i Jagiellonią. W tym drugim po moim golu z rzutu wolnego wygraliśmy 1:0. Gdy nie grałem, w mediach spisano mnie już na straty. Ja jednak zacisnąłem zęby, harowałem, a w końcu dostałem szansę i ją wykorzystałem. W drugiej rundzie nastąpiła ogromna wymiana składu. Po przerwie część z nas była proszona na rozmowę z trenerem. Kto do niego wtedy szedł był zwolniony. Na którymś z pierwszych treningów poproszono mnie. Pamiętam jak dziś tę rozmowę. Okazało się, że trener chciał na mnie postawić w kolejnej rundzie i zrezygnować z Jurka Brzęczka. To był dla mnie szok. Powiem szczerze, jeżeli w życiu mogłem sobie wyobrazić rolę kapitana, to właśnie on był postacią nie do podrobienia i nie do zastąpienia w tej funkcji. Dla mnie to było przykre. To była osoba od której wtedy mogłem się jeszcze wiele nauczyć. W rundzie wiosennej walczyliśmy do ostatniej kolejki o utrzymanie. Wtedy przyjechała do nas Polonia Wojciechowskiego, naszpikowana gwiazdami. I wygrała po golu z ostatniej minuty. Rundę mieliśmy zdecydowanie lepszą, ale spadliśmy z ligi.Po okresie w Górniku wróciłeś na stare śmieci. I już się stąd nie ruszyłeś. Wsiąkłeś w Bielsko na dobre. Możemy powiedzieć, że już jesteś bielszczaninem, a nie krakusem? Myślę, że tak. Mentalnie czuję się bielszczaninem. Do Krakowa jeździmy tylko dlatego, że mamy tam rodzinę i przyjaciół. Wawel obejrzałem, na rynku parę razy byłem, smoka widziałem (śmiech). Nasz dom jest tutaj. Moja żona też bardzo mocno realizuje się tu zawodowo, więc myślę że raczej nic tego nie zmieni. Choć „nigdy nie mów nigdy”.Wiele się przez ten czas w TSP wydarzyło, a ty jesteś jednym z nielicznych którzy te przeobrażenia w klubie przeżyli na własnej skórze, od środka. Jak oceniasz tę transformację? Rozwinęliśmy się bardzo, myślę że wprost proporcjonalnie do rozwoju miasta. Jedyną naszą bolączką jest to, że nie zbudowaliśmy własnej bazy, ale myślę, że jeśli będziemy się rozwijać, tak jak do tej pory, to jest to kwestia czasu. Cały czas idziemy do przodu, nie da się tego ukryć. Pamiętam takie momenty w klubie, że było bardzo źle. Ale zawsze udawało się unormować sytuację, sprawić że było tylko bardzo dobrze. Nadal jest bardzo dobrze, tylko niestety zawaliliśmy sprawę sportowo. Myślę jednak, że to wszystko wróci na właściwe tory i dalej będzie szło w kierunku wznoszącym.Pamiętasz swój „pierwszy raz” na Rychlińskiego? Mając 16 czy 17 lat grałem w młodzieżowej reprezentacji Polski. Jeden z meczów- ze Słowacją – zagraliśmy w Dankowicach. Po pewnym czasie, gdy przyjechałem tam na pierwszy trening z Podbeskidziem, przed wejściem wisiała antyrama ze zdjęciami z tego meczu i byłem na jednym z nich (śmiech). Zgrupowanie przed tamtym spotkaniem mieliśmy tutaj, przy stadionie w hotelu Olimp, a pierwszy trening już na obiekcie głównym. Jak wyszedłem na ten stadion, to miałem wrażenie, że czas bardzo dawno się zatrzymał (śmiech). Na Hutniku zawsze była świetna płyta, a tutaj przez środek boiska sama ziemia. Szok (śmiech). Pamiętam taki mecz z chyba pierwszego mojego sezonu tutaj. Dwa, może trzy dni przed spotkaniem mocno padało. Wychodzimy przed meczem na pole karne, a tutaj zasypane trocinami (śmiech). Takie czasy. Ale później było już tylko lepiej, a jak była wymiana na podgrzewaną płytę, to już wysoki poziom. Już dziś zapraszamy na kolejną cześć wywiadu z Dariuszem Kołodziejem. 
powrót do listy

Następny mecz

Następny mecz

Fortuna 1 Liga 2023/2024 - Kolejka 30

VS

26.04.2024, godz: 20:30, Stadion Miejski im. Henryka Reymana