
Newsy
26.07.2019
Janusz Okrzesik: Dopóki będę chodził, będę przychodził na mecze
Janusz Okrzesik blisko 10 lat temu obejmował stanowisko prezesa Podbeskidzia, dziś już jako kibic obserwuje klub i ocenia zachodzące zmiany.Podobają się Panu nowe koszulki zespołu? Pytam z dwóch powodów – jednym z nich jest obecność na strojach elementów nawiązujących do góralszczyzny. Pan zawsze był zwolennikiem budowania tożsamości klubu w oparciu o kulturę regionu.Bardzo podoba mi się, że klub do tego wraca. Uważam, że najważniejszą sprawą dla klubu jest tożsamość, którą trzeba budować wokół prostych symboli, takich, które ludzi łączą i to nawiązanie do gór i kultury góralskiej jest elementem budowania tożsamości klubu. To już miało miejsce w przeszłości, choćby poprzez hasło Ponad nami tylko góry, które powróciło na koszulkach. Zresztą przydomek „Górale” nosimy nie od wczoraj, pamiętam, że po awansie wydaliśmy także monetę okolicznościową, jedyną w historii klubu: 11 Górali, która cieszyła się ogromną popularnością wśród kolekcjonerów.Jeśli chodzi o same koszulki, to z pewnością będą się wyróżniać.Na koszulce znajduje się również nawiązanie do sezonu 2010/11, w którym Podbeskidzie wywalczyło awans, poprzez krój pisma numerów na koszulce, oraz nazwisk zawodników. To sentymentalny gest, być może jest w nim odrobina zaklinania rzeczywistości, ale to było stosunkowo łatwe do zrobienia. Natomiast co Pan skopiowałby z tamtego sezonu do dzisiejszego Podbeskidzia?Kluczem wtedy było takie ogólne zmęczenie pierwszą ligą. Wszyscy chcieli zmiany, chcieli awansu i każdy widział w tym swój cel i swoją radość. Dzięki temu wspólnemu pragnieniu klub działał jak dobrze naoliwiona maszyna. Czasy są inne, drużyna jest inna, zresztą przez te lata i klub i sama piłka mocno się zmieniły, więc nie ma takich prostych przełożeń. Natomiast myślę, że kluczem do sukcesu jest przekonanie wszystkich ludzi w klubie, przede wszystkim piłkarzy, ale nie tylko, że pierwsza liga nam nie wystarcza. Komu wystarcza, ten powinien iść do innego klubu. Jeżeli cały zespół będzie miał przekonanie, że nie jesteśmy na swoim miejscu, że Podbeskidzie powinno być w Ekstraklasie, to pierwszy krok będziemy mieli za sobą.Zapewne Pan doskonale pamięta, że przed sezonem, w którym Podbeskidzie wywalczyło awans, Górale wcale nie byli stawiani w roli faworyta. Teraz odkąd wróciło z Ekstraklasy regularnie jest w tym gronie wymieniane. Pańskim zdaniem słusznie?Na poziomie pierwszej ligi Podbeskidzie zawsze będzie faworytem. Nie jest to fajna pozycja, lepiej atakować z dalszych pozycji, ale tak musi być. Graliśmy w Ekstraklasie jeszcze nie tak dawno, jest to klub duży, stabilny i zawsze będzie się na pierwszoligowym tle wyróżniał. Pierwsza liga to nie jest naturalne miejsce dla Podbeskidzia.Zna Pan wszystkie trudy budowania drużyny, wie Pan jak skomplikowany to proces, dlatego chciałbym zapytać o ocenę ruchów kadrowych z ostatniego okresu przygotowawczego.Po raz pierwszy od kilku okienek transferowych widzę jakąś myśl przewodnią, która przyświeca działaniom klubu. Te transfery sprawiają wrażenie solidnych. Wiadomo po co są robione, wiadomo dlaczego i to jest optymistyczne. Nie ma przerobu po kilkunastu zawodników z czego kilku nadaje się do gry. Są to ruchy przemyślane, na konkretne pozycje z konkretnymi umiejętnościami. Istotne jest także to, do czego zawsze namawiał mnie trener Kasperczyk, że drużynę buduje się od tyłu. Uwaga zostaje tylko taka, że kończy się tę budowę z przodu i mam nadzieję, że jeszcze taki ruch zostanie wykonany.Niewykluczone, że zanim kibice przeczytają ten wywiad to będą już po lekturze komunikatu o pozyskaniu napastnika, więc być może Pańska nadzieja zostanie spełniona jeszcze przed publikacją. Głównym wątkiem naszej rozmowy ma być jednak to, że w tym roku mija 10 lat odkąd objął Pan stanowisko prezesa klubu...Ale ja z Podbeskidziem związany byłem dużo wcześniej! Zwykle pojawiałem się w sytuacjach kryzysowych. Pierwszy raz, gdy prezes Marian Antonik z Bogmarem-Ceramedem dotarł do ówczesnej drugiej ligi, ale po pół roku odbił się od ściany. Po rundzie jesiennej byli bez pieniędzy, drużyna się rozpadła, trzeba było klub ratować. Marian poprosił o pomoc i udało się ją zorganizować. Wtedy powstało stowarzyszenie o nazwie Podbeskidzie, które przejęło klub i prowadziło go aż do Ekstraklasy.Drugi raz był wtedy, gdy Podbeskidziu groziła karna degradacja i trzeba było go ratować przed komisją dyscyplinarną. Zostałem pełnomocnikiem zarządu i to był mój drugi raz z klubem. Udało się uratować przed karną degradacją, klub jako pierwszy w kraju oczyścił się – to był przełomowy moment, który umożliwił nam rozwój.Trzeci raz przyszedłem już na stanowisko prezesa, to nie była sytuacja kryzysowa, chociaż byliśmy wtedy w okolicach miejsca spadkowego. Wiąże się z tym historia, którą dedykuje każdemu następnemu prezesowi. Wszyscy pamiętają, że choć mogłem i były ku temu podstawy, bo domagali się tego kibice i wielu działaczy, to zdecydowałem się zostawić na stanowisku trenera Kasperczyka, zaufałem mu i skończyło się to awansem. To jest piękna historia, ale niewielu pamięta o tym, że zaczyna się wtedy, gdy przyszedłem do klubu i zwolniłem trenera Brosza. Zrobiłem tak pomimo tego, że trenera Brosza bardzo cenię i uważam go za znakomitego fachowca, a także lubię i szanuję jako człowieka, ale wówczas kompletnie wyczerpała się możliwość dalszej współpracy i to groziło nawet spadkiem z pierwszej ligi. Ta decyzja perspektywicznie opłaciła się klubowi, myślę że również trenerowi Broszowi, ale to pokazuje, że prezes musi podejmować decyzje trudne, bolesne. Kibice wcale mnie za ten ruch - zwolnienie ich ulubionego trenera - nie głaskali. Ale taka jest rola prezesa. To trzecie wejście do klubu było 10 lat temu, ale licząc całą moją działalność dla Podbeskidzia, to niedługo będą tego dwie dekady.To musiały rzeczywiście być trudne decyzje, zwłaszcza ta o kontynuacji współpracy z trenerem Kasperczykiem, bo z kibiców nie wierzył w niego chyba nikt.I to jest dowód na to, że w klubie decyzje powinni podejmować prezesi, a nie kibice. Umawialiśmy się na półtora roku i ja uznałem, że umów należy dotrzymywać, a życie pokazało, że to była najlepsza decyzja jaką mogłem podjąć. Kluczem do dobrego zarządzania jest podjęcie kilku właściwych decyzji w strategicznych elementach: przy wyborze trenera, przy kilku najważniejszych transferach, choć jeżeli jest dyrektor sportowy to powinno być w jego kompetencjach. Prezes powinien podjąć kilka kluczowych decyzji personalnych i kilka kluczowych decyzji finansowych, jeżeli w tych najważniejszych aspektach podejmie się właściwe wybory, to reszta należy do ludzi, którzy będą to działanie realizować. Mi się udało podjąć odpowiednie decyzje co do trenera, co do kilku sponsorów, bo w tym czasie pojawili się w klubie najwięksi sponsorzy w historii Podbeskidzia. To zawsze jest praca zespołowa – w życiu nie udało by się osiągnąć awansu, gdyby sprawami organizacyjnymi, administracją klubu nie zajmował się Władek Szypuła, gdyby Jurek Wolas nie pomagał w sprawach sportowych, gdyby za kontakty z mediami nie odpowiadał Jarek Zięba, i wielu jeszcze można wymieniać. To musi być zespół, piłka nożna jest grą zespołową i to jest moja rada dla każdego następnego prezesa. Obecnemu oczywiście mocno kibicuję i wspieram, ale każdy, i on i jego następcy powinni o tym pamiętać.foto: bielsko.biala.plWspomniał Pan, że i piłka, i klub się zmieniły, w jakich aspektach te zmiany nastąpiły i jak Pan je ocenia?Zmieniło się... wszystko. Klub się stał bardziej profesjonalny. Piłka się oczyściła. Nie twierdzę, że teraz działają w niej wyłącznie kryształowi ludzie, ale pojawienie się dużego biznesu, przede wszystkim w Ekstraklasie, rzutuje na całe środowisko. Wprowadzone zostały mechanizmy, które narzuciły zupełnie inne, przejrzyste reguły gry. To się nie przełożyło na poziom sportowy, który jest niższy niż 10 lat temu, ale pod względem finansowym, organizacyjnym, prawnym dziś jest zupełnie inaczej niż przed laty. Sami ludzie piłki dostrzegli, że dłużej już takiej „manufaktury” jaka była ciągnąć się nie da i trzeba przestawić działalność na inne tory. Piłkarsko, jak powiedziałem, wydaje mi się, że jest bardziej topornie, gra znacznie mniej Polaków, również w niższych ligach, ale przede wszystkim w Ekstraklasie i to rzutuje na poziom całej ligi.Co się jeszcze zmieniło? Niestety też na niekorzyść: jest jeszcze większa władza menadżerów piłkarskich aniżeli kiedyś. To jest groźne zjawisko, bo futbolem zaczynają rządzić potężne agencje menadżerskie. Następnym krokiem powinno być więc powstrzymanie wszechwładzy menadżerów, bo to zjawisko napędza drożyznę w futbolu. Mamy taką sytuację, że częsta zmiana klubów sprzyja bogaceniu się zawodnika i menadżera. Potem trudno jest zbudować stabilny skład.Co jeszcze jest inne w klubie? Stadion. Jednak mam świadomość, że gdyby nie było tego, co zrobiliśmy 10 lat temu, gdyby nie było awansu, to nie byłoby też stadionu. Pomijając kwestie czy taki, czy w tym czy innym miejscu – tych decyzji nie podejmował klub i nie chcę brać za nie odpowiedzialności. Ale to że mamy dziś nowoczesny, ładnie prezentujący się stadion, jest też pokłosiem pracy wykonanej przed dziesięciu laty.Stadion należy do miasta, to wsparcie miasta dla klubu jest bardzo istotne. Obecnie Pan jako Przewodniczący Rady Miejskiej oraz lider jednego z ugrupowań zasiadającego w Radzie ma duży wpływ na relacje miasta z klubem. Jak one przebiegają? Jakie są perspektywy dla tej współpracy?Nie funkcjonuje w Polsce żaden profesjonalny klub prowadzący drużynę w sporcie zespołowym, nie tylko w piłce, który by nie korzystał ze wsparcia samorządu lub państwa. To smutna konstatacja, ale taka jest rzeczywistość. Są chlubne wyjątki, w których prywatni właściciele inwestują duże pieniądze, ale są one rzadkością. Spójrzmy choćby na Legię Warszawa. To klub prywatny, ale stadion warty ok 300 – 400 mln otrzymał od miasta w prezencie i gdyby sami musieli go budować to teraz sami... byliby w pierwszej lidze, bo takie byłoby zadłużenie.A zatem generalnie samorządy wspierają kluby, bielski samorząd na tym tle nie wypada jakoś szczególnie. Wsparcie dla klubu jest mniejsze niż w klubach na podobnym poziomie i o podobnych budżetach. To dobrze i źle: dobrze, bo nie wydajemy więcej pieniędzy, źle, bo jednak budżet determinuje wynik sportowy. Obecnie większość, która uformowała się w Radzie, jest co do tego zgodna: miasto nie powinno przeznaczać większej kwoty na kluby sportowe, a co więcej dotychczasowy sposób finansowania, poprzez stypendia, był nieprzejrzysty i nieekonomiczny, a wręcz demoralizujący, ponieważ zawodnicy otrzymywali pieniądze na konto, niezależnie od swojej gry, co zdejmuje odpowiedzialność z zarządów klubów.To zostało zmienione, obecnie kluby otrzymują nieco mniej pieniędzy, ale większą samodzielność. Zobaczymy jak sobie kluby z tym poradzą, ale nie jest to na zasadzie: miasto zakręca kurek i radźcie sobie sami. Myślę, że z roku na rok ta odpowiedzialność zarządów za budowanie budżetów powinna być coraz większa, a kolejnym krokiem mogłoby być uzależnienie wysokości dotacji od aktywności klubu w pozyskiwaniu sponsorów prywatnych. Im więcej pieniędzy klub zdobędzie z sektora prywatnego, tym wyższa będzie dotacja – ale to jest melodia przyszłości, trzeba przygotować dobry mechanizm do takiego modelu finansowania.Oczywiście celem wobec klubu TS Podbeskidzie jest jego dalsza prywatyzacja. Docelowo większość akcji powinno znaleźć się w rękach prywatnych. Idealnie byłoby gdyby znalazł się ktoś równie oddany i zaangażowany w sprawy klubu jak obecny współwłaściciel, pan Łukosz. Zmiana układu właścicielskiego powinna być zrobiona tylko w sytuacji, gdy wzmocni to budżet klubu. Nie ma sensu robić tego jeżeli nie przełoży się to na finanse klubu, byłby to pusty gest pod publiczkę, można by się pochwalić zwiększeniem prywatyzacji klubu, ale nie rozwinęłoby to klubu i nie zwiększyło jego wartości. Samorząd powinien pozostać akcjonariuszem, ale mniejszościowym, takim, który będzie pilnował, a nie zarządzał. Przypomnę, że w momencie awansu, klub był odrębnym podmiotem, nie uzależnionym od miasta, choć z miastem współpracowało się bardzo dobrze. Oczywiście ruchy w tym zakresie o wiele łatwiej jest przeprowadzić, gdy w perspektywie jest awans sportowy. Ekstraklasa jest oknem wystawowym, również dla biznesu i zdecydowanie inaczej podejmuje się rozmowy o poważnych pieniądzach, gdy jest ona przynajmniej w zasięgu klubu.Jakie są największe trudności całej polskiej piłki? Co jakiś czas słyszy się o problemach finansowych kolejnych klubów, ostatnio blisko było dramatu w Wiśle Kraków. Pomimo rozwoju wizerunkowego i marketingowego, wielu klubom jest bardzo trudno funkcjonować. Z czego Pana zdaniem może to wynikać?Ogromną krzywdę polskiej piłce zrobili ludzie pokroju „Fryzjera”, to przez nich piłka nożna w opinii publicznej nadal jest najbardziej skorumpowanym sportem. Wśród ludzi którzy nie interesują się sportem panuje przekonanie, że mecze się ustawia, sprzedaje. To opinie, które również słyszałem w rozmowach z potencjalnymi sponsorami. Jeżeli firma ma wejść w dyscyplinę o takiej opinii, to każdy zarządzający nią zastanowi się dziesięć razy, a duże koncerny wręcz unikają piłki nożnej jak ognia – mają nawet zapisy w strategii: wszystko, tylko nie piłka nożna. Osoby, które prowadziły ten proceder korupcyjny są prawdziwymi grabarzami polskiej piłki. To się będzie ciągnęło latami, pomimo tego, że obecne mechanizmy praktycznie gwarantują czystość, ale żeby to wiedzieć, trzeba być przy piłce blisko, bo opinia publiczna została ukształtowana przez „Fryzjera”.Drugą kwestią są zachowania chuligańskie. I znowu: ktoś kto chodzi na mecze, ten wie, że stadion w dniu meczu jest być może najbezpieczniejszym miejscem w mieście. Szczególnie na stadionie Podbeskidzia jest spokojnie i śmiało można wybrać się na mecz ze znajomymi czy rodziną, jednak żeby to wiedzieć, trzeba przyjść. Kto już raz przyszedł, tego jest szansa zatrzymać. Proszę zobaczyć ile osób oglądało mecze Mistrzostw Świata w Bielsku-Białej, ale są to w większości osoby, których od piłki ligowej odstrasza zła opinia i zwyczajnie się boją. Ludzi razi zresztą nie tylko potencjalna przemoc, ale także wulgarność niektórych zachowań. Rozmawiałem z potencjalnymi sponsorami i widzami i oni pytali mnie: mam płacić i potem wysłuchiwać przez półtorej godziny przekleństw? Po co? Obejrzę sobie w telewizji, tam tego wszystkiego tak nie słychać.Pan na trybunach jednak usiądzie również w nowym sezonie.Dopóki będę chodził w ogóle, to będę przychodził na mecze, ale proszę nie szukać mnie na trybunie VIP. Przyjdę z tymi samymi nadziejami co zawsze – że będą wygrywać.
powrót do listy