Newsy
26.05.2020

Polaček: "Miałem trafić do Premier League"

Był mistrzem Słowacji, walczył o mistrzostwo Bułgarii, grał w europejskich pucharach, a dziś broni bramki Podbeskidzia. Z Martinem Polačkiem było o czym porozmawiać!

Cześć Martin! Zacznijmy od twoich pierwszych kroków w piłce nożnej...

Jestem z Preszowa i tam zaczynałem w drużynie Tatran Preszów. To jest ekipa, która kiedyś grała w słowackiej ekstraklasie, a nawet w europejskich pucharach. Mam ogromny sentyment do mojej lokalnej drużyny. 

Na pierwszy trening zaprowadziła mnie mama, miałem wtedy sześć lat. Jednak na początku nie trafiłem do Tatranu, tylko do Safi, która była małą akademią w moim mieście. Później już stopniowo trafiłem do najlepszej lokalnej drużyny - Tatranu. Grałem tam prawie dziesięć lat, aż do swojej pełnoletności. Udało mi się wystąpić w młodzieżowych kadrach Słowacji od U-15 po pierwszy zespół. Natomiast jeśli chodzi o tatę to on był bramkarzem, co też sprawiło, że piłka od początku nie była mi obojętna. 

Jest może jakaś rzecz, którą szczególnie zapamiętałeś ze swoich młodzieńczych lat w piłce?

Zawsze byłem najwyższy na boisku i było też z tego dużo śmiechu. Co ciekawe, każdy chciał zobaczyć moje dokumenty, czy naprawdę jestem z 1990 roku. To mi tak utkwiło w głowie, bo przez mój wzrost i posturę, cały czas sprawdzali, czy moje dane są prawdziwe. 

Od dziecka byłeś tak potężnie zbudowany? Masz to w genach, czy dopiero nabyłeś z czasem?

Można powiedzieć, że zacząłem chodzić na siłownię od czternastego roku życia i od razu mi się to spodobało. Inny chodzili po imprezach, dyskotekach, a ja zacząłem działać na siłowni - trenowałem rano i wieczorem, dało się!

Pierwsze kroki w dorosłym futbolu stawiałeś w drugiej drużynie Tatranu Preszów...

Tak. Trenowałem cały czas z pierwszym składem, ale rozgrywałem mecze w naszej "dwójce". To była wtedy druga liga słowacka. 

I jak było dalej?

Jak skończyłem szkołę to od razu się przeniosłem do Zbrojovki Brno, do Czech. Tam niestety nie udało mi się rozegrać ani jednego meczu w pierwszej drużynie, cały czas występowałem w "dwójce". To była trzecia liga czeska i zagrałem tam około 80 meczów, więc było to sporo. Później główny zespół Zbrojovki spadł do drugiej dywizji i postanowiono pożegnać się ze wszystkimi obcokrajowcami, rozwiązali z nami kontrakty i musieliśmy odejść.

Hmm... Głównie grałeś po niższych ligach, aż tu nagle trafiłeś do słowackiej ekstraklasy, do Dunajskiej Stredy. Jak to możliwe?

Później udało mi się trafić do Moldavy nad Bodvou, to był drugi poziom rozgrywkowy, i świetnie tam broniłem. Po pół roku zgłosiła się po mnie Dunajska Streda i wykupili mnie z drużyny. Oni wtedy też grali w II lidze, ale w pierwszym sezonie, który zagrałem udało nam się od razu awansować do ekstraklasy. To był naprawdę dobry czas w moim wykonaniu.

Po awansie zgłosił się po mnie Slovan Bratysława. Tam zdobyłem mistrzostwo Słowacji, udało nam się awansować do europejskich pucharów, były mecze z Napoli, czy Young Boys Berno.

W Slovanie byłeś podstawowym bramkarzem?

Różnie to było. Miałem za rywali Matuša Putnockiego znanego obecnie z polskiej ligi oraz Dušana Perniša, czyli reprezentanta Słowacji. Pod koniec sezonu jednak wywalczyłem sobie miejsce w pierwszej jedenastce. 

Czyli możesz powiedzieć, że te mecze w Slovanie były dotychczas twoim największym osiągnięciem?

Hmmm... No na pewno te mecze były ważne, ale najważniejszy był dla mnie debiut w reprezentacji Słowacji z Ukrainą. To był mój mecz życia. 

Jakbyś opisał uczucie, które towarzyszyło ci w występie dla swojej kadry narodowej?

Do gry aspirowałem już koło roku. Udało mi się pojechać na kilka zgrupowań i cierpliwie czekałem na swoją szansę. Dostałem ją na oficjalnym meczu z Ukrainą. Wtedy był pełny stadion, nie słyszałem swoich własnych słów! To niewątpliwie było spełnienie moich marzeń. Niesamowite uczucie. Do tego przed samym meczem się motywowałem, że to spotkanie będzie dla mnie szczególne, chciałem sobie je uczcić.

Po Slovanie był powrót do Dunajskiej Stredy...

W kolejnym sezonie nie udało mi się wywalczyć podstawowego miejsca w składzie. Bronił ktoś inny, stąd też brakowało mi ogrania. Poprosiłem o wypożyczenie do Dunajskiej Stredy, bo wiedziałem, że tam byłem lubiany zarówno przez zarząd, jak i kibiców. Można było powiedzieć, że wracałem na swoje. Bez problemu dostałem pozwolenie na powrót właśnie tam. Było mi dane rozegrać tam pół sezonu i to był dla mnie super czas.

Potem crème de la crème - Polska. Kto cię sprowadził do naszego kraju? Spodziewałeś się kiedykolwiek, że możesz do Polski trafić?

Zagłębie Lubin po awansie do Ekstraklasy szukało drugiego bramkarza. Pierwszym był Konrad Forenc. Ja sobie powiedziałem, że chcę bronić, mam najwyższe cele, ale na razie nie mam problemu z tym, żeby być drugim bramkarzem. Byłem wtedy jednak pewien, że wywalczę sobie miejsce w podstawowej jedenastce. 

Pomimo, że Forenc był kapitanem, wywalczył z drużyną awans i miał mocną pozycję, byłem pewny że uda mi się powalczyć o najwyższą pulę. To był mój priorytet.

W Zagłębiu zrobiłeś furorę.

Super wspominam tamten czas. Musiałem poczekać na swoją szansę, bo pierwsze czternaście kolejek nie broniłem. Potem Konrad Forenc dostał czerwoną kartkę i miałem swoją szansę. Później już tego miejsca nie oddałem i broniłem w Lubinie prawie sto meczów. 

W Lubinie udało ci się zaskarbić sympatię kibiców. Jak jako bramkarz odczuwasz wsparcie fanów?

Jako golkiper odczuwam to mocno. Jestem zadowolony z naszych kibiców. Przykładowo, kiedy jest rzut rożny i jestem bliżej naszego "Młyna" to mogę się na kilka sekund wyłączyć i popatrzeć oraz posłuchać wsparcia kibiców. Choć oni kibicują cały mecz to, kiedy jestem skupiony trudno jest też ich cały czas obserwować. Ja podchodzę do każdego fana tak samo, lubię ich. Nikomu jeszcze nie odmówiłem autografu, czy zdjęcia. Chętnie podam każdemu rękę. W piłkę się gra dla kibiców.

Za tobą były miodowe lata w Zagłębiu. Czemu nie zostałeś dłużej? Jakie były szczegóły tej sytuacji?

Po trzech latach w Lubinie dostałem propozycję z Crystal Palace, miałem grać w Premier League. Mogę powiedzieć, że wszystko było już prawie pewne. Niestety, później powstało jakieś zamieszanie, a w Zagłębiu w moje miejsce kupili już Leciejewskiego. Nie opłacało im się trzymać dwóch takich golkiperów, a mi zostało tylko pół roku kontraktu, więc władze Zagłębia dały mi wolną rękę w poszukiwaniu klubu. Leciejewski, co prawda bronił tylko jeden mecz, ale takie jest życie. 

No więc trafiłeś do Mlady Boleslav (Czechy).

Dokładnie. To był taki paradoks, że zamiast do Crystal Palace to trafiłem do Mlady Boleslav (śmiech). Nie uważam jednak, że stało się źle. To również był świetny czas, w czeskiej najwyższej lidze wcześniej nie rozegrałem żadnego meczu. W Mladej mi się bardzo spodobało, i trener, kibice, drużyna, wszystko mi pasowało. Kiedy wchodziłem do drużyny byliśmy przedostatni, był bardzo trudny moment. Po pierwszym meczu, w którym brałem udział zmienili nam trenera i potem byliśmy w niesamowitym "gazie". Skończyliśmy ligę na dziewiątym miejscu i to był fajny czas. Tym bardziej, że miałem jakieś 180 kilometrów z Lubina, więc nie był to dla mnie szok. Byłem szczęśliwy.

Paradoksalnie wcale nie wyszło ci to na złe. Nie miałeś pewności, że w Crystal Palace byś zagrał, a tak za tobą był pełny, dobry sezon.

Zgadzam się! Ja to podsumuje tak: bardzo lubię nowe rzeczy. Nie boję się nowości, nowe wyzwania są dla mnie ciekawe. Bardzo dużo się uczysz, kiedy znajdujesz się w takich sytuacjach. Zawsze musisz znaleźć jakiś sposób, żeby się odnaleźć w danym momencie. I to jest świetne. Do tego ja lubię wejść i od razu walczyć o najwyższe cele.

W Mladzie zagrałeś tylko pół roku. Później przyszła Bułgaria, znowu coś kompletnie nowego.

W Czechach podpisałem kontrakt tylko na pół roku, bo wiedziałem, że w wakacje mogą przyjść nowe propozycje. Co prawda z chłopakami i trenerami Mlady dalej jestem w stałym kontakcie, bo nawiązałem tam mnóstwo znajomości, sam zarząd chciał mnie zatrzymać na kolejny rok, ale przyszła bardzo dobra oferta z Bułgarii. Zainteresowało się mną Levski Sofia. Ciekawa historia, mnóstwo kibiców, można powiedzieć, że nie było na co narzekać. Na dodatek drużyna grała w pucharach i zajęła trzecie miejsce za Ludogorcem Razgrad i CSKA Sofia.

Słyszałem, że doszło do pewnych zgrzytów, które uniemożliwiły ci kontynuowanie kariery w Bułgarii.

I to było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Byłem w drużynie dziewięć miesięcy, a przez ten czas chyba mieliśmy ośmiu trenerów (śmiech). To bardzo specyficzna drużyna, ale to mi się podobało. Dodatkowo urodził mi się tam syn, także i z tego udało mi się wyciągnąć pozytywne wnioski. 

Co też ważne, kiedy przychodziłem do drużyny to podstawowym bramkarzem był Bozhidar Mitrev, reprezentant Bułgarii, kapitan. Kibice go jednak bardzo nie lubili i po pierwszym meczu od razu wskoczyłem do bramki. Potem broniłem cały czas. 

To w takim razie, czemu rozwiązałeś kontrakt w połowie sezonu, w marcu?

Po dziewięciu miesiącach gry rozwiązałem kontrakt. Zmienił się właściciel, który nie chciał żadnych obcokrajowców. To już druga taka sytuacja w mojej karierze. Mieliśmy w drużynie takiego zawodnika jak Gabriel Obertan (Francuz), który niegdyś grał w Manchesterze United i Newcastle. To on pierwszy opuścił Levski, po tym jak nadeszła zmiana właściciela. Później po kolei kończyli inni dobrzy zawodnicy, przyszedł też czas na mnie. Nowy właściciel po prostu nie chciał obcokrajowców, on od razu miał zamiar grać Bułgarami. Mieliśmy stratę do Razgradu, czyli lidera, trzech, czy czterech punktów. Później nas powyrzucali, a ligę zakończyli ze stratą trzynastu "oczek" do mistrzostwa.

Potem pierwszy raz w twojej karierze przez dłuższy czas byłeś bez klubu. Jak wykorzystywałeś ten czas?

Ja sobie powiedziałem, że odpoczywać to będę w grobie (śmiech). Lubię trenować i cały czas działać. Po odejściu z Levski od razu zacząłem trenować z Tatranem Preszów. Tam pracowałem i z drużyną U-19 i rezerwami i pierwszą ekipą. Do tego rano jeszcze chodziłem albo na siłownie albo biegać. Ciężko pracowałem, bo cały czas chciałem być gotowy na przyjście nowej oferty i myślę, że udało mi się zachować swój rytm.

Mistrzostwo Słowacji, europejskie puchary w Zagłębiu, Crystal Palace, walka o mistrzostwo Bułgarii, aż tu nagle dostajesz ofertę z Podbeskidzia. Przy wielkim szacunku dla naszej ukochanej drużyny... Dlaczego?

Kluczowym powodem była rekomendacja innych. Rozmawiałem z managerem, prezesem, chłopakami ze Słowacji, którzy grali w Podbeskidziu. Każdy mi polecił ten klub. Chociaż jest to I liga to ja tak, jak wspomniałem, bardzo lubię wyzwania i jak widzę szczególny cel to w to brnę. Każdy, z którym rozmawiałem nastawiał mnie, że w tym sezonie jest tylko jeden cel i mi się to bardzo podobało. Wiedziałem, że ambicje są duże, dlatego też się na to zdecydowałem. 

Miałem oferty z Ekstraklasy, ale moja narzeczona jest z Żor, mój syn miał wtedy jakieś trzy, czy cztery miesiące. Moim priorytetem było wtedy, żeby wrócić do Polski, bo lubię ten kraj. Znam język, jestem też w środowisku piłkarskim tutaj rozpoznawalny i to był mój cel, żeby tu wrócić. Czekałem na konkrety kilku drużyn z Ekstraklasy, ale tych brakło. Każdy mówił, żebym jeszcze poczekał, a ja nie chciałem za długo zwlekać i zdecydowałem się na najbardziej konkretne Podbeskidzie. Byłem tu już dogadany z trenerem i chłopakami, którzy mi polecili Bielsko. Bardzo mi się tu podobało, nie miałem żadnych powodów, żeby odmówić klubowi. 

Bardzo dużym plusem jest też, że mam bardzo blisko do domu do Preszowa, niecałe trzy godziny.

Dlaczego jednak nie Słowacja, tylko Polska? Na pewno miałeś oferty ze swojego kraju.

Prawdą jest, że miałem ze Słowacji cztery konkretne oferty. Nie chciałem jednak jeszcze grać w swoim kraju. Miałem ambicję, żeby być w Polsce, bo lubię tę ligę. Są tutaj dużo lepsze stadiony, większe zainteresowanie. 

Teraz już osiadłeś w Bielsku-Białej. Byłeś już tutaj kiedyś wcześniej?

Tak! Grałem w Zagłębiu, stał już nowy stadion. Wygraliśmy 2:1. Było niesamowite błoto, murawa była katastrofalna, padał deszcz. Pamiętam ten mecz do dzisiaj. Tak to wiedziałem, że grało tutaj dużo Słowaków.

Chociaż teraz jest tak, że jestem tutaj samotnym Słowakiem to i tak znam język, więc czuje się, jak w domu.

W Podbeskidziu akurat chyba już zawsze będzie sentyment do Słowaków. Co powiesz o samym mieście?

Mieszkam w Bielsku-Białej i muszę powiedzieć, że naprawdę bardzo mi się podoba. Przede wszystkim lubię góry, spacery, rowery. Tutaj jest tego tyle do wykorzystania, że w ogóle się praktycznie nie nudzę. W domu mam ładny ogródek, więc większość czasu spędzamy na zewnątrz. Te widoki, jak góra Żar, czy Dębowiec są imponujące. Niedaleko też także Jezioro Żywieckie - super! Jestem bardzo zadowolony. Nawet teraz w lecie chyba nie pojedziemy nigdzie na wakacje tylko zostajemy tutaj i mamy w planach pozwiedzać wszystkie okoliczne góry, pooglądać te piękne widoki.

Początkowo podpisałeś kontrakt roczny, szybko jednak przedłużyłeś umowę do czerwca 2022 roku.

Tak jest, początkowo chciałem rozeznać, jak to tu wygląda, jak będzie nam szło. Jednak czuje się tu na tyle dobrze, z drużyną, z zarządem, że na ten moment mogę tu zostać na dalsze lata. Bardzo mi się w Podbeskidziu spodobało.

Czyli widzisz perspektywę, że w przypadku, kiedy wszystko się będzie układać zostaniesz tutaj na dłużej? Czy mimo wszystko jeszcze chcesz poszukać kiedyś nowych wyzwań?

Jestem zawsze otwarty na nowe rzeczy, wyzwania, ale mogę powiedzieć, że jeżeli chodzi o to miejsce to dlaczego nie? Absolutnie nie wykluczam, że zostanę tu do końca kariery, ale może też być tak, że po roku odejdę. Taka też jest piłka, wszystko jest otwarte.

Wracając jeszcze do tego, co mi się tutaj podoba - mamy swoje centrum treningowe, siłownie, kapitalny stadion, kibiców ze sobą. Rodzina też jest zadowolona, a dla mnie to też bardzo ważne. Na dodatek, jak wspomniałem mam blisko do domu na Słowacji.

Brakuje chyba tylko jednej rzeczy...

No tak, tak, ale oby wszystko doprowadziło do tego, że za trzy miesiące będzie już cały pakiet (śmiech).

Teraz przed wami bardzo intensywny czas. Dla bramkarza to chyba prawdziwa gratka. 

No jasne! Szkoda, że na stadionie nie będzie kibiców, ale z tego co wiem to nasze mecze będą w telewizji, więc będzie można nas oglądać. Dla mnie w piłce mecz to prawdziwe święto, dlatego mi się bardzo podoba ten tryb, że będziemy grali od razu ze spotkania na spotkanie. Nie miałem jeszcze czegoś takiego i czekam z niecierpliwością. Lubię adrenalinę związaną z dniem meczowym.

Przygotowujecie się, tak jakbyście przychodzili z przerwy letniej/zimowej?

Tak. Każdy daje z siebie 100%, wiemy też że przed nami intensywny czas, więc trener będzie rotował składem. To też motywuje bardziej, bo każdy musi być przygotowany nawet na 120%!

powrót do listy