Newsy
08.09.2019

W CZTERY OCZY: Filip Modelski (cz.1)

Na pierwszy ogień nowego cyklu wywiadów: Filip Modelski. Obrońca Podbeskidzia opowiada o dosyć nietypowym początku z piłką, przygodzie w Anglii oraz rywalizacji z… Paulem Pogbą. Zapraszamy na pierwszą część rozmowy!
 

Filip, swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiałeś w drużynach młodzieżowych Arki Gdynia. Jak wyglądały twoje początki?

- Piłka zawsze była bliska mojemu życiu. Sporo czasu spędzałem na podwórku i chyba siłą rzeczy stało się tak, że zostałem piłkarzem. Wszystko zaczęło się od tego, że jako 8-letni chłopak bardzo poważnie złamałem nogę. W formie dodatkowej rehabilitacji po długim pobycie w szpitalu, lekarz zaproponował moim rodzicom, abym dołączył do jakieś sekcji sportowej. Rodzice widzieli ile czasu poświęcałem piłce, więc rzeczą normalną było to, że zapisali mnie do sekcji piłkarskiej. Tak zaczęła się moja przygoda z futbolem.

Już w wieku lat 15 dostawałeś pierwsze powołania do młodzieżowych kadr Polski. Jakie różnice z perspektywy czasu dostrzegasz właśnie w tych młodzieżowych rocznikach?

- W tamtych czasach jedyna informacja jaka ukazywała się w mediach na temat kadr U15 czy U16 to nazwiska powołanych i ewentualnie wynik meczu. Wyglądało to zupełnie inaczej niż teraz, opinia publiczna miała bardzo zawężony dostęp do tych informacji. Troszkę od tego czasu już minęło, teraz w zasadzie wszystko jest fajnie opakowane, sporo można zobaczyć za pośrednictwem kanału Łączy nas piłka. Teraz możesz zobaczyć nawet mecze 15-latków. To chyba największa różnica jaką dostrzegam na przestrzeni lat.

Twoje dobre występy zaowocowały szybkim, jak na tak młodego zawodnika, wyjazdem poza granice Polski. Opowiedz proszę o kulisach przenosin do West Ham United.

- Wszystko rozpoczęło się od meczu w kadrze U17. W dwumeczu z Rumunią z trybun oglądał nas trener starszej kadry U18, gdyż w jego zespole z powodu kontuzji wypadł boczny obrońca i szukał dla niego zmiennika. Po meczu podszedł do mnie trener Michał Libich i zaprosił mnie na 2-tygodniowy obóz przed meczem eliminacyjnym starszego rocznika (rocznik 1991). Udało mi się przekonać trenera do siebie i już od pierwszego spotkania miałem okazję grać w podstawowej ,,11” (razem z Rafałem Figlem). W grupie zmierzyliśmy się z m.in. Norwegią i Austrią, w których już wtedy można było znaleźć sporo zdolnych chłopaków. Brytyjscy skauci śledzili szczególnie zespół z północy Europy, ale miałem to szczęście, że akurat udało mi się wpaść im w oko - i tak zaczęła się historia z piłką na Wyspach.

Zmiana otoczenia w tak młodym wieku z pewnością dla większości nie byłaby łatwa. Jak wyglądała Twoja aklimatyzacja i pierwsze miesiące w Anglii? Czy miałeś problemy związane z barierą językową?

- Dla mnie jako młodego chłopaka propozycja gry w Anglii była czymś niesamowitym, spełnieniem marzeń. Chodziłem przez rok do szkoły z Grześkiem Krychowiakiem, któremu również udało się wyjechać z Polski, więc patrzyłem w jego stronę i też chciałem podążać tą drogą. Z językiem większego problemu nie było. W Polsce miałem native speakera z Kanady, natomiast w Anglii klub zagwarantował mi lekcje angielskiego. Z racji tego, że w kraju często zmieniałem szkoły, bo aż 4 czy 5 razy zmiana otoczenia nie była dla mnie czymś nowym - i może to pomogło mi w aklimatyzacji w Anglii. Osobiście najcięższe dla mnie było rozstanie z dziewczyną, a obecnie moją żoną. Rodzice natomiast mieli okazję zobaczyć jak będę żył i kto będzie się mną opiekował w Wielkiej Brytanii, bo West Ham zapewnił dla nich mały obóz zapoznawczy, który pokazał przede wszystkim mojej mamie, że będę tam bezpieczny.

Różnice w kwestiach piłkarskich pomiędzy Polską a Anglią są oczywiste. A jak klub z Premier League dba o swoich najmłodszych poza treningami?

- W większości klubów w Anglii wygląda to tak, że jeden lub dwóch zawodników są osiedlani w rodzinach opłacanych przez klub. Są to rodziny, które od lat współpracują z danym klubem, mają duże mieszkania i udostępniają je po prostu najmłodszym. I tak na przykład z tego co wiem, Wojtek Szczęsny mieszkał w jednej rodzinie z Jackiem Wilsherem. W West Hamie wyglądało to inaczej, bo klub miał wykupiony dom, w którym mogło mieszkać 22 chłopaków. Sam standard w jakim żyliśmy był z topowej półki – wszystko mieliśmy przygotowane, lecz wiadomo od nas wymagało się pełnej kultury i każdy miał swoje obowiązki. Ludzie, z którymi tam żyłem ukształtowali mnie bardzo jako człowieka. Każdy z nas był wtedy młodym chłopakiem, więc osoby opiekujące się nami byli jak nasi drudzy rodzice i uczyli nas dorosłego życia.

A co ze szkołą? Czy miałeś obowiązek kształcenia się w Anglii?

- Oczywiście, mieliśmy obowiązek chodzenia do college’u. Przez pierwsze 12 miesięcy klub dał mi czas na naukę języka, abym mógł swobodnie uczęszczać do szkoły. Dodatkowo mieliśmy w tak młodym wieku kursy sędziowskie i kursy trenerskie. Byliśmy do tego zobligowani przez Federację Angielską. Ponadto odwiedzali nas ludzie, którzy uczyli nas o niebezpieczeństwach czychających na młodego zawodnika m.in. hazard, wysokie kontrakty czy alkohol. Jakiś czas temu znalazłem bardzo ciekawą statystykę mówiącą o tym, że 96% chłopaków, którzy podpisali umowy stypendialne w wieku 16 lat na Wyspach, dwa lata później nie będą grali już w piłkę! Właśnie dlatego wiele klubów tak wielką wagę poświęca nie tylko wyszkoleniu młodych jako piłkarzy, ale również jako człowieka.

To właśnie podczas pobytu za granicą miałeś styczność z takimi trenerami jak Gianfranco Zola czy Stave Clark. Jak przebiegał proces przechodzenia pomiędzy kolejnymi drużynami West Hamu?

- Zgadza się był Stave czy Kevin (Kevin Keen – przyp. Red..), ale byli to szkoleniowcy pierwszej drużyny. Ja przez pierwszy rok trenowałem w akademii u bardzo znanego i cenionego człowieka, jakim jest Tony Carr. Został on nawet odznaczony medalem MBE za zasługi dla Zjednoczonego Królestwa. Po sezonie zostałem przesunięty do drugiej drużyny. Tam trenowałem już z seniorami oraz chłopakami ,,za starymi” na mecze młodzieżowe. Natomiast w momencie, kiedy do zespołu przyszedł Gianfranco, zostałem awansowany do trenowania już z pierwszą kadrą ,,Młotów”. Szkoda tylko tego, że nie dostałem tam prawdziwej szansy…

My jako kibice takich zawodników jak Ricardo Quaresma czy Paul Pogba możemy oglądać tylko w telewizji. Ty jednak miałeś możliwość grać z nimi twarzą w twarz. Czy już wtedy wiedziałeś, że Francuz zrobi tak wielką karierę?

- Faktycznie miałem okazję zagrać z nimi na boisku. O ile Quaresma już wtedy był gwiazdą, bo grał w londyńskiej Chelsea to Pogba był jeszcze młodym chłopakiem. W pucharze FA Youth Cup trafiliśmy akurat na Manchester United i już wtedy wsadzał na karuzelę każdego w środku pola. Mogliśmy wrzucać tylko żetony, żeby się nie kręcić (śmiech). Miał ogromny potencjał i już wtedy go prezentował.


 

powrót do listy