
W CZTERY OCZY: Karol Danielak
Góry czy morze? Skąd wzięły się salta przy celebrowaniu bramek oraz grze w… tenisa stołowego. O tym i wielu innych rzeczach dowiecie się czytając kolejny wywiad z serii "W cztery oczy”.
Początek przygody z piłką u każdego zawodnika jest inny – opowiedz jak to było w twoim przypadku.
- Po prostu od dzieciaka, od najmłodszych lat miałem kontakt z piłką. Mam w domu nawet zdjęcie, na którym w wieku trzech lat pod blokiem w Jarocinie biegam z piłką. Z roku na rok poświęcałem temu sportowi coraz więcej czasu i tak już zostało. W rodzinie nikt mnie nie nakłaniał do tego sportu, jedynie ze starszym bratem razem graliśmy, ale w tenisa stołowego (śmiech). Decyzja jednak była prosta i padło na piłkę nożną.
Twoim pierwszym klubem była Jarota Jarocin i to w niej stawiałeś swoje pierwsze zawodowe kroki.
- Przed Jarotą grałem jeszcze w małym klubie parafialnym (Święty Marcin) i dopiero stamtąd przeszedłem do najpopularniejszego klubu w Jarocinie. W seniorskiej drużynie spędziłem 4,5 roku, przechodząc wcześniej przez wszystkie drużyny młodzieżowe.
Twoje dobre występy zaowocowały pierwszym transferem – zgłosił się po ciebie Chrobry Głogów i był to twój pierwszy epizod w tym zespole.
- Kiedy przechodziłem z Jarocina do Głogowa, były to drużyny z tej samej ligi. Spotkałem się tam z trenerem Mamrotem i jest to osoba, której bardzo dużo zawdzięczam. W czasie kiedy grałem w Jarocie często przyjeżdżał oglądać moje mecze, bo też blisko miał do swojego rodzinnego miasta. To właśnie trener Mamrot dał mi szansę na pokazanie się w prawdziwej piłce i po rundzie zimowej (sezon 2013/14) wyciągnął mnie do Chrobrego. Po rundzie wiosennej udało nam się awansować do 1 Ligi.
Rozgrywasz na dobrą sprawę tylko jeden sezon w Głogowie i zgłasza się po Ciebie ekstraklasowa Pogoń Szczecin, w której szkoleniowcem był Jan Kocian.
- Trener Kocian pozwolił mi na zasmakowanie Ekstraklasy i za to bardzo mu dziękuje. Był to jednak dla mnie duży przeskok. Pięć lat grałem w drugiej lidze, później w zasadzie rok w pierwszej i nagle znalazłem się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dzieliłem szatnię z reprezentantami Polski, m.in. Rafałem Murawskim, czy Jarosławem Fojutem i Adamem Frączczakiem. Trzeba było czasu, aby dobrze się zaaklimatyzować. Trafiłem do bardzo charakternej szatni i mimo to, że nie oglądało się zbyt często Ekstraklasy to takie nazwiska nie mogły nie dotrzeć do moich uszu. Każdy z nich starał mi się bardzo pomóc i z tego miejsca bardzo im za to dziękuję.
Roczna przygoda w Ekstraklasie i powrót do 1 Ligi – tym razem padło na wypożyczenie do Zawiszy Bydgoszcz.
- Sezon 2015/2016 rozpocząłem jeszcze w Pogoni, ale pod koniec rundy jesiennej przydarzyła mi się kontuzja – przepuklina pachwinowa - i to ona zatrzymała mój rozwój w Szczecinie. Do końca nie wiedziałem czy decydować się na zabieg, bo też nie miałem jej całkowicie zdiagnozowanej. W zimowych przygotowaniach trener Michniewicz stwierdził, że lepiej dla obu stron będzie jeśli znajdę sobie nowy klub na wypożyczenie. Z kilku ofert wybrałem właśnie Bydgoszcz i był to troszkę dziwny okres. Obok fajnych chwil jak choćby gra w Pucharze Polski z Legią i zdobycie bramki, klub został wkrótce rozwiązany...
…no właśnie. Znów zmiana klubu. Nie wróciłeś do Szczecina, a z powrotem do Chrobrego.
- Właśnie po upadku klubu z Bydgoszczy zdecydowałem się na zabieg i byłem pełen nadziei na powrót do formy w Szczecinie, bo miałem tam jeszcze przez rok ważny kontrakt. Do Pogoni przyszedł jednak wtedy trener Kazimierz Moskal i usłyszałem, że klub chce ze mną za porozumieniem stron rozwiązać kontrakt. Jeśli ewentualnie się na to nie zgodzę to pozostanie mi druga drużyna, w której jednak też nie będę grał. Oczywiście ambicja mi na to nie pozwalała i szybko doszliśmy do porozumienia. Decyzja była bardzo prosta – wracam do Chrobrego, gdzie chciał mnie trener Mamrot. Podpisałem kontrakt 2-letni i zacząłem powrót do formy.
Właśnie chyba ten drugi epizod na Dolnym Śląsku wspominasz najlepiej w swojej dotychczasowej karierze.
- Nie skłamię jeśli powiem, że w Głogowie bardzo dobrze się czułem. Dwa sezony, kilka bramek oraz asyst i wracałem powoli do formy. W drugim sezonie do Chrobrego przyszedł trener Niciński i również postawił na mnie. Łapałem sporo minut, ale zarazem sporo pewności siebie, której mi brakowało. Nowy trener znalazł dla mnie nową pozycją – bok obrony. Na początku było ciężko, żeby się przestawić, ale z czasem przyzwyczaiłem się i do tego. Był to dla mnie miły okres, a w dodatku dobre wyniki na jesień zaowocowały miejscem w czołówce przed przerwą zimową. Niestety wiosna już tak dobra nie była i sezon skończyliśmy w środku tabeli.
Może właśnie ta dobra jesień w waszym wykonaniu otworzyła Ci ponownie drzwi do Ekstraklasy – tym razem w barwach Arki Gdynia.
- Temat Arki przewijał się już kilkakrotnie wcześniej – między innymi w momencie wypożyczenia z Pogoni Szczecin. Wtedy trenerem był Grzegorz Niciński, ale do finalizacji transferu nie doszło. Udało się jesienią zeszłego roku. Trener Smółka przechodząc do Gdyni zabrał mnie ze sobą i nie ukrywam – wiązałem wielkie nadzieje z tym ruchem. Czułem się bardzo mocny i wiedziałem, że to jest odpowiedni moment. Nie dostałem jednak w ogóle szansy – więc nie mogę żałować tego okresu, bo też nie pokazałem w żadnym stopniu, na co mnie stać.
Pomocną rękę wyciągnęło do Ciebie… Podbeskidzie. Pomimo braku gry włodarze klubu postanowili ściągnąć Cię do Bielska-Białej i nie był to błąd.
- Zgadza się. Wszyscy wiedzą, że przez te pół roku w Gdyni tylko trenowałem. Dostając sygnały z Bielska-Białej, że klub jest mną zainteresowany nie namyślałem się długo. W wielu wywiadach, czy nawet w rozmowach ze znajomymi zawsze mówiłem, że z klubów pierwszoligowych chciałbym kiedyś trafić w góry do Podbeskidzia. Cieszę się, że wszystko póki co się udaje - mamy dobrą drużynę i po prostu jestem bardzo zadowolony z tego wyboru. Zdecydowanie bardziej czuję klimat górski, niż nadmorski.
Wpływ na taką decyzję miał styl ofensywnej gry jaką preferuje trener Krzysztof Brede?
- Nie ukrywam, że trener jeszcze podczas pobytu w Chojnicach okazywał zainteresowanie moją osobą. Wiedziałem jak ustawia swój zespół i ten styl gry od początku mi pasował. Ofensywny zawodnik zawsze woli grać do przodu niż skupiać się na defensywie i wyłącznym bronieniu własnej bramki.
Nie mógłbym Cię nie zapytać o okazywanie radości po bramkach. Twoje wyczyny akrobatyczne robią wrażenie na kibicach, ale czy trenerzy nie martwią się o Twoje zdrowie?
- Na dobrą sprawę nie ma chyba sportu, którego bym nie uprawiał. Akrobatyka była jednym z nich, ale akurat w tej dziedzinie w 100% jestem samoukiem. Po prostu za dzieciaka często z kolegami chodziliśmy do parku i wywijaliśmy różne salta na drzewach. Tak mi zostało do dzisiaj i dlatego tak okazuję swoją radość. Kilka razy trener Mamrot zwracał mi na to uwagę, ale raczej z uśmiechem na ustach. Myślę, że nawet gdyby zabronili mi tych salt, to i tak bym je robił (śmiech).
Niedawno zostałeś ojcem, urodziła Ci się córeczka. Odległość, jaka dzieli twoją rodzinę od Bielska jest dużym problemem?
- Póki co dojeżdżam do domu, jak tylko jest taka możliwość. Niedługo jednak się to zmieni, będziemy razem mieszkać w Bielsku, także mam to na pewno z tyłu głowy. Do tej pory daję sobie z tym radę, bo wiem, że najpóźniej od stycznia córka i żona będą ze mną. Rodzina jest dla mnie bardzo ważna i jest to jedna z najważniejszych wartości dla mnie.
Następny mecz
Następny mecz
Betclic 2. Liga 2024/2025 - Kolejka 33


VS

