Newsy
27.10.2016

Zajac: W każdym sezonie było to "coś"

Już ponad sześć lat związany jest z TSP, a kibice wciąż mocno go cenią. Richard Zajac o karierze, pracy, rodzinie i przywiązaniu do Bielska-Białej. Gdy rozmawialiśmy ostatnio mówiłeś, że wracasz na swoje miejsce. Ciężko było przetrzymać ten okres, w którym nie pracowałeś z pierwszą drużyną?Czy ja wiem czy ciężko? Trzeba było się w tym wszystkim odnaleźć. Przetrwałem to, ale miałem też co robić. Dużo pracowałem z młodzieżą, do tych zajęć dochodziła jeszcze „logistyka” z dwójką moich synów. Czas uciekał szybciej niż przy pierwszym zespole. Nie byłem związany na co dzień z drużyną, ale wszystko bacznie obserwowałem jako kibic z trybun. Z Janem Kocianem poznałeś się już na początku swojej kariery. Jak zapamiętałeś go z dawnych czasów?Jako profesjonalistę. Był związany z niemiecką piłką, grał na najwyższym poziomie - w Bundeslidze, w reprezentacji Słowacji, a o ile dobrze pamiętam był nawet jej kapitanem. Pamiętałem go jeszcze z Mistrzostw Świata we Włoszech z 1990 roku - kilku zawodników z naszej szatni nie ma prawa tego pamiętać (śmiech). Wniósł w tamtych czasach sporo nowości, świeżości zza granicy. Był sporym autorytetem, a do tego na treningach mieliśmy taką prawdziwą, niemiecką dyscyplinę. Sporo się zmienił? Chodzi ci o wygląd? (śmiech). Myślę, że bardzo się nie zmienił, ale zebrał oczywiście sporo doświadczenia. Pierwszy raz spotkaliśmy się 20 lat temu, później nasze drogi się rozeszły. Teraz znów mam możliwość pracy z trenerem Kocianem i bardzo się z tego cieszę.Po tych dwóch tygodniach jak ocenisz pracę z nowym trenerem?Z każdym trenerem inaczej się pracuje, każdy ma swoje metody. Ten krótki okres mogę ocenić pozytywnie. Ta współpraca bardzo mi odpowiada. A jak układa ci się współpraca z Dariuszem Fornalakiem i Vladimirem Goffą? Miałeś z nimi wcześniej styczność?Z trenerem Goffą tak. Trenował sporo zespołów na Słowacji i grałem przeciwko niemu kilkukrotnie. Osobiście się nie znaliśmy, ale jego pracę obserwowałem. Jest to kolejny doświadczony trener. Kiedyś miał swoją rubrykę w słowackim dzienniku „Sport” i bardzo lubiłem czytać jego felietony. Jeśli chodzi o trenera Fornalaka, to już jakiś czas temu przekonał on w pierwszej kolejności trenera Kociana współpracą tutaj, w polskich realiach. Obydwaj znają się na trenerskim fachu, a ja czuję się bardzo dobrze w tym sztabie. Twój powrót do pracy przebiegł gładko?Z większością tych chłopaków trenowałem jeszcze w okresie przygotowawczym, więc nie byłem zupełnie obcy. Z aklimatyzacją nie było problemu, ale to dla mnie była nowa sytuacja.Na dobrą sprawę wcześniej z żadnym z naszych bramkarzy nie miałeś okazji współpracować. Jak ich oceniasz? Rafał w przeszłości ocierał się o reprezentację. Oczywiście przez długi okres nie widziałem jak broni, bo miał gorszy czas w Piaście Gliwice, więc o to było ciężko, ale wiedziałem, że umiejętności ma. Widziałem kilka razy w akcji także Mateusza, mniej Gustavo bo tylko w meczach rezerw, gdzie na dobrą sprawę niezbyt mógł się wykazać. Jeżeli chodzi o treningi, muszę powiedzieć, że cała trójka wygląda naprawdę fajnie. Do zajęć dobieramy też zwykle czwartego bramkarza z juniorskich zespołów. Rywalizacja na treningach jest więc duża, bo też poziom podczas bramkarskich zajęć jest wysoki. Każdy z nich obserwuje kolegę jak się prezentuje i zdaje sobie sprawę, że musi od siebie mocno dołożyć, walczyć na sto procent. I to właśnie robią. Wszyscy na siebie naciskają i każdy kto chce bronić musi się starać, bo czuje oddech na plecach.W tym fachu ważna jest stabilizacja. Myślę, że kibice czekają na takiego kolejnego Richarda Zajaca, który zajmie miejsce w bramce TSP na lata. Ciągłe zmiany na tej pozycji to chyba nic dobrego dla zespołu. Zawsze jest szansa, że ktoś z tej trójki która jest teraz zostanie tutaj na długie lata, ale tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Dobrze jeśli na bramce jest stabilizacja, ale w praktyce różnie to wygląda. Na to składa się wiele czynników. To, że kibice Podbeskidzia cię uwielbiali i uwielbiają do dziś nie ulega chyba wątpliwości. Zakręciła się łezka w oku podczas meczu w Tychach? Było to bardzo przyjemne i ogromnie to doceniam, że nadal jestem w ich sercach. Od początku dobrze się tutaj czułem i to przełożyło się na kontakt z kibicami. Traktuję to też jako nagrodę, za wykonaną pracę przez te wszystkie lata. Myślę, że nie wzięło się to z niczego. Zawsze jest świetnie jak kibice tak pozytywnie cię pamiętają. Na pewno czuję się wyróżniony i chciałbym im za to ogromnie podziękować. Jako piłkarz spędziłeś w TSP sześć sezonów. Awans do Ekstraklasy, półfinały Pucharu Polski, najwyższe miejsce w historii. Byłeś wiodącą postacią. Co z tego okresu zapamiętałeś najlepiej? Bardzo trudne pytanie. Prawie cały ten okres był świetny. Spędziłem tu piękne lata i można powiedzieć, że niemal cały czas na boisku odnosiliśmy mniejsze czy większe sukcesy. Czasami przytrafiały się gorsze mecze, ale w każdym sezonie było to „coś”. Gdy się tu pojawiłem, pierwszej wiosny wychodząc ze sporego dołka uchroniliśmy się przed spadkiem w ostatnim meczu, a to sytuacja której się nie zapomina. Rok później był awans do Ekstraklasy i oby jak najszybciej udało się to teraz powtórzyć, z mojej strony już w innej roli. A później sama Ekstraklasa… Były lepsze i gorsze momenty, ale wyżej w Polsce nie da się dojść i myślę, że ogólnie nie było źle. Dla mnie piękny okres. Powtarzam jednak swoim dzieciom, że zawsze może być jeszcze lepiej i pewnie w tym wypadku też można było wyciągnąć więcej. O tym możemy już jednak tylko dyskutować. Indywidualnie twoim największym sukcesem była chyba nominacja do piątki najlepszych bramkarzy ligi. Chyba tak. Sama Gala Ekstraklasy coś pokazuje. Już to, że byłem nominowany było dla mnie sporym wyróżnieniem, a ostatecznie zająłem przecież trzecie miejsce. To ogromnie przyjemne, gdy szanują cię ludzie z innych zespołów, bo głosowali zawodnicy i trenerzy rywali. Kolejne świetne wspomnienia. Pod koniec twojej kariery bywało różnie. Po dobrych występach, zdarzały się wpadki. To były dla ciebie ciężkie chwile. Wpadki zdarzają się każdemu bramkarzowi. Nawet ostatnimi czasy Gianluigi Buffon, który prezentuje bardzo wysoki poziom, również zaliczył kilka błędów. Nie chodzi o to, żeby traktować człowieka przez pryzmat zasług. Osobiście błędy rozróżniam w dwóch kategoriach: wpadki i wpadki bramkarskie. Tamte błędy nie były błędami stricte bramkarskimi. Sytuację na Lechii zapamiętam na zawsze. Gdy dostajesz piłkę masz kilka wariantów. Pierwszym moim pomysłem było zagranie do Barta (Bartłomiej Konieczny – przyp.red.), ale zauważyłem że przeciwnik już biegnie za jego plecami. Nie chciałem „wsadzić go na minę” i zmieniłem decyzję. Powiedziałem sobie: „planu A nie wykonam, czas więc na plan B”. Zagrywałem tak dziesiątki razy, niestety wtedy wyszło jak wyszło. Piłka ześlizgnęła mi się z czubka buta i trafiłem nadbiegającego rywala w twarz. Chciałem szybko zareagować, a na domiar złego jeszcze się poślizgnąłem. Gdyby nie to, nie rozmawialibyśmy dziś o tym, bo byłbym jeszcze w stanie sam to wszystko uratować. Bramka na Jagiellonii to znów zmiana decyzji. Planem A było długie wybicie, zdecydowałem jednak na krótkie rozegranie do Pavola Stano. On w tym momencie się cofnął, a w to miejsce wbiegł przeciwnik. Wyglądało to śmiesznie, reakcje na te bramki były dość oczywiste, a na dobrą sprawę obleciały pół Europy. Człowiek nie czuje się wtedy najlepiej. Telefon oczywiście się rozdzwonił. Miałem wiele połączeń ze Słowacji. Odpowiadałem tylko: gdzie byliście przez cztery poprzednie lata, gdzie byłem m. in. nominowany na Gali Ekstraklasy? No nic, takie życie bramkarza. Czy z tymi wpadkami, czy bez nich, stać mnie było jeszcze na granie na dobrym poziomie. Jesteś jednym z nielicznych, który od wewnątrz, przez te wszystkie lata widział jak rozwija się klub. Jak oceniasz zmiany w Podbeskidziu odkąd tutaj przyszedłeś w 2010 roku?Zmieniło się wiele i to na pewno pozytywne zmiany. Spójrzmy choćby na sam stadion. Jak tu przychodziłem, była można powiedzieć jedna trybunka, a teraz jest piękny obiekt. Klub rozwija się w wielu aspektach. Teraz w tym wszystkim przeszkodził troszkę spadek, ale mam nadzieję, że szybko się z tego pozbieramy i uda się awansować. Wszyscy tutaj tego chcemy. Dobrze byłoby wreszcie wykorzystać możliwości tego stadionu. W TSP współpracowałeś z wieloma szkoleniowcami. Z którym pracowało ci się najlepiej i od którego najwięcej się nauczyłeś? W życiu miałem mnóstwo trenerów głównych i trenerów bramkarzy. Od każdego wyciągnąłem coś, co procentowało w przyszłości i procentuje teraz, w pracy trenera. Czy mógłbym kogoś mocno pochwalić? Nie mam zrobionej takiej analizy, mógłbym jeszcze kogoś skrzywdzić. Od każdego na pewno się czegoś nauczyłem. W bielskim środowisku chodziły głosy o twoim konflikcie z trenerem Dźwigałą. To prawda?Niekoniecznie. Sytuacja była taka, że miał swojego zaufanego człowieka i ja to rozumiem. Mnie raz widzieli, raz nie widzieli w sztabie. Padła propozycja objęcia funkcji asystenta trenera bramkarzy, której nie przyjąłem, bo nie wiem co taki człowiek miałby robić na treningach. Mam swoją dumę. Teraz dochodzą mnie słuchy, że trener Dźwigała żałuje tej decyzji. Tak jak mówiłem wcześniej, wróciłem na swoje miejsce i z tego się teraz cieszę. Masz jakiś wzór w świecie piłki? Po fryzurze i po ubraniu widać, że Diego Simeone (śmiech). Tak na poważnie – mój podziw związany jest z tym, że od dziecka jestem fanem Atletico Madryt. Z bratem mieliśmy taką zabawę, że z różnych lig wybieraliśmy po jednej ulubionej drużynie i od tamtego czasu czuję się z nimi związany. Może był też zespół z Polski, ale teraz nie pamiętam. Jak ktoś się teraz dowiaduje, że jestem kibicem Atletico, to myśli sobie że to dlatego że im teraz świetnie idzie, ale to nie jest prawda. Simeone jest teraz trenerem, ale świetnie pamiętam jak był piłkarzem. W obydwu tych rolach zdobywał mistrzostwo kraju, a było też blisko wygrania Ligi Mistrzów. Ogólnie rzecz biorąc trenerzy w tych topowych klubach nie biorą się z przypadku. Trzeba to wszystko zorganizować w taki sposób, żeby funkcjonowało na miarę oczekiwań i to na pewno nie jest łatwe. Pytałeś jednak o wzór. Przykładu z niego nie biorę. Wiadomo, jak on żywiołowo reaguje, a ja podchodzę do meczu spokojniej. Z mojej pozycji w trakcie gry za wiele nie zrobię. Nie jestem też pierwszym trenerem, więc to inna bajka.Kibicowską miłość zaszczepiłeś też synom.Tak, zostali do tego zmuszeni, żeby nosić koszulki Atletico (śmiech). Mam znajomego w Madrycie, który przesłał nam stroje, młodzi nie mogli więc odmówić. Teraz już jest już troszkę inaczej. Starszy z synów ma już swoją drużynę – Manchester City. Oglądasz w takim razie chyba sporo hiszpańskiego futbolu.Nie za bardzo (śmiech). Jeśli mogę to oglądam, oczywiście przede wszystkim Atletico. Dla niektórych te mecze mogą się wydawać nudne, bo grają przede wszystkim „na zero z tyłu”, a jedną prawie zawsze ustrzelą. Niczego nowego nie powiem – nie stracisz bramki, nie przegrasz. Nie jest to tylko kwestia bramkarza, ale oczywiście całej defensywy. Atletico poszło tą drogą. Mają oczywiście mecze w których strzelają sporo bramek, ale to domena Barcelony i Realu. Z Bielskiem związałeś się już chyba na dobre. Wyobrażasz sobie pracę i życie gdzieś indziej? Na ten moment na pewno nie. Mam nadzieję, że w przyszłości nie powtórzy się już sytuacja z lata. Myślę, że jestem dobrym rozwiązaniem na lata dla klubu, jeśli chodzi o trenera bramkarzy. Moim atutem jest nie tylko to, że broniłem tu przez kilka sezonów i świetnie znam środowisko. Mam odpowiednie wykształcenie, czyli kurs UEFA Goalkeeper A. Wyższego na razie nie ma. Nie mówię, ze kurs to wszystko, ale mogę zapewnić że tak jak dawałem z siebie 100% na boisku chcę Podbeskidziu dać to samo jako trener. To jest dla mnie naturalne, jestem emocjonalnie związany z tym klubem, krajem, miastem i okolicą. A jak zechcesz porozmawiać w pracy w rodzimym języku, problemów nie będzie (śmiech).Tak się teraz złożyło, że jesteśmy w sztabie w przewadze (śmiech). Darek Fornalak pracował już wcześniej z trenerem Kocianem i też dużo rozumie po słowacku. Ten język, słowacko-polski jest zrozumiały dla wszystkich. Zresztą w Podbeskidziu zawsze było sporo słowackich zawodników.Twoja żona zawodowo również związała się z naszym miastem, synowie trenują w młodzieżowych zespołach Podbeskidzia. No właśnie. Może się doczekamy tego, że za parę lat w Podbeskidziu pojawi się następny Zajac, a może dwóch? Życzyłbym tego sobie i klubowi. Z moich obserwacji wynika, że coś z tego może być. Starszy był ostatnio powołany do takiej kształtującej się dopiero kadry rocznika 2005 z klubów Bielska i okolicy. Z tych zawodników część ma zostać wybrana do kadry Śląska. Na ostatnim turnieju pokazał się z niezłej strony, bo był najlepszym strzelcem, więc może ktoś zapisał go do notesu. Szczerze mówiąc myślę, że mają potencjał, ale przed nimi daleka droga. Tłumaczę im codziennie, że w treningi trzeba włożyć dużo, dużo pracy. Przed TSP mecz wyjazdowy z Sandecją, później do Bielska-Białej przyjeżdża Górnik. Sytuacja w tym sezonie jest specyficzna. Obce boiska są wam bardziej przyjazne niż własne.Ciężko to wytłumaczyć. Podbeskidzie słynęło kiedyś z tego, że to właśnie tutaj, w Bielsku-Białej przyjezdni mieli ogromny problem żeby zapunktować. Trzeba jak najszybciej przełożyć skuteczność punktową z wyjazdów na tą w domu. Chciałbym, żeby kibice nie wracali już z naszego stadionu do domu po porażce. Najbliższy mecz to idealna okazja do tego, aby się przełamać. Nie będzie z mojej strony deklaracji, ale zrobimy wszystko żeby tak się stało.     
powrót do listy